Naposledy prohlížené
Chcete-li vidět seznam položek, přihlaste se
Oblíbené
Chcete-li vidět seznam položek, přihlaste se
PIOTR PAWEŁ RUBENS.
(Na drzewie, 6 stóp 1 cal szeroki, 4 stopy 11 cali wysoki).
Ciężkie dni przypadły dla starej Antwerpii, na wiosnę 1596. r. Stronnictwa podniosły głowy i stanęły zbrojno przeciwko sobie. Przyszło do krwawych rozpraw, w których stronnictwo narodowe odnosiło widoczną przewagę nad stronnikami Hiszpanii. Żeby ostateczny cios zadać katolickiemu stronnictwu, wystąpił i sam książę Oranii, a rozciągnął nad miastem żelazną dłoń swoją. Ulice, na których do północy zwykle gwar i życie panowało, były teraz o zmierzchu już puste i głuche; każdy bowiem wychodząc na ulicę, musiał się opowiadać hufcom żołnierzy, krążącym po ulicach, gdzie i po co idzie, a nadto być opatrzonym w latarnię. O kwadrans na dziesiątą we wszystkich domach było ciemno; książę rozkazał gasić światła, a biada temu kto się poważył rozkaz ten przełamać.
Jednego wieczora, po jedenastej godzinie, patrole przeciągały pustemi ulicami, konno, po dwunastu ludzi, w całem uzbrojeniu. Słychać tylko było tentent koni, chrzęst zbroi i pałaszy, i wołania o hasło spotykających się oddziałów. Czas był okropny. Wicher świstał po ulicach, drobny ale gęsty deszcz zmuszał Orańskich rycerzy do zatulenia się w płaszcze, i pochylenia głowy ku łbom końskim. Nie łatwoby też postrzegli człowieka, gdyby się bez latarni pod ścianami chciał przesunąć.
Przecież dowódzca jednego takiego oddziału nie zważał wcale na tę prawdziwie niderlandzką słotę. Wzniósł dumnie głowę w stalowym hełmie, i pilnie przeglądał wszystkie zaułki i kąty Niezmordowanie jeździł z jednej ulicy na drugą, toczył koniem przez ciasne, kręte uliczki, i jak widać, równo ze dniem zamierzał dopiero skończyć to wartowanie.
Żołnierze szemrali, ale nie głośno.
Dowódzca odwrócił się i surowo zapytał dwóch najbliższych wiarusów z siwemi brodami:
— Czemu nie donosicie, że tam na lewo, w dwóch oknach światło się pali, zamiast rozprawiać o mnie?—i wskazał ręką na gmach okazały.
— Mości książę, chciałem powiedzieć, panie kapitanie, jak wyjadę na patrol, a zapatrzę się na pióro i hełm wasz, to mnie wszystkie światła w całych Niderlandach mało obchodzą.
Książe Maurycy mruknął coś o posłuszeństwie, o błaznach i niedołęgach i zamikł. Stare rajtary przysunęli się do siebie, trącili łokciami i szepnęli: Czarta ma w ciele, czy co niczem nie strudzi się; ale to prawdziwy ojciec wszystkich którzy chodzą w niderlandzkim kirysie.
Rajtary stanęli przed dużym gmachem, w którym na drugiem piętrze, wbrew rozkazowi statudera, błyszczało światło, jasno i swobodnie. Wjechali na jakiś dziedziniec i groźnie spojrzeli ku oświetlonym oknom.
— Kto tu mieszka? zapytał książę Maurycy grzmiącym głosem.
— Hrabia Lalaing! odrzekł któryś żołnierz, to jest, katolik i Hiszpan zagorzały.
Książe Maurycy porywczo zeskoczył z konia.
— Z koni; zastukać do drzwi; jeżeli natychmiast nie otworzą, wyrąbać je toporami, a zamek rozsadzić kulą z pistoletu.
Żołnierze chętnie jakoś wzięli się do roboty, a hrabiego Lalaing czekała noc niekoniecznie przyjemna. W tej chwili jeden z żołnierzy zerwał się szybko, i poskoczył za cieniem, uciekającym żwawo pod samą ścianą. Byłby uciekł ów człowiek, ale dwóch żołnierzy zastąpiło mu od bramy. Nieznajomy zrzucił płaszcz z prawego ramienia i dobył rapira cienkiego, ale przyzwoitej długości, ażeby sobie siłą utorować drogę. Któryś żołnierz pistolet ku niemu wymierzył, a drugi z dobytym mieczem rzucił do niego; gdy ten zawołał:
— Równa broń! ostrze na ostrze! dalej, mój przyjacielu, broń się; w każdym razie przepinałeś, bracie. Jeżeli moja ręka i rapir lepsze od twoich, to cię przebiję, a jeżeli ty mnie przeszyjesz tą przeklętą hiszpańską klingą, to cię powieszą!
Rapir młodego i zręcznego nieznajomego lepszym się pokazał. Tak silnie uderzył miecz«żołnierza, że ten wypadł mu na bruk i pękł jak szkło. Scena ta kilka chwil trwała. Kiedy się nieznajomy obejrzał, upatrując drogi do ucieczki, postrzegł, że go żołnierze obstąpili do koła. Chwalili zręczność nieznajomego, drwili z towarzysza, zwycięzcy jednak ukazali z połtuzina obnażonych pałaszy i odebrali mu rapir.
Książe Maurycy zbliżył się do rozbrojonego.
— Dzielnie się bijesz, mój panie! rzekł bystro wpatrując się w rysy młodzieńca, czy go nie zna przypadkiem. Dodał potem surowo: ale przymiot ten, do stu katów! bynajmniej cię nie upoważnia włóczyć się w nocy po mieście, bez latarni; tym mniej nie zatrzymywać się na wezwanie, tu coś tajemniczego knować, a nareszcie dobywać rapira przeciwko straży księcia statudera. Potrzebna ci widać nauka, jak się masz w przyszłości zachowywać i stosować do rozkazów władzy Związać ręce temu jegomości i przymocować postronkiem do siodła.
Z oburzeniem młodzieniec wyskoczył naprzód, do samego księcia.
— Jestem spokojny obywatel, rzekł zmienionym głosem, a pana, jako oficera i człowieka honoru, proszę, abyś mi raczył oszczędzić hańbiącego obejścia. Chciałbym pomówić z panem na osobności, aby go przekonać, że obecność moja wtem miejscu, na żaden żywy sposób szkodzić nie mogła księciu Oranii. Odwołuję się do samego statudera, który pewno nie dopuści, ażeby z niewinnym człowiekiem obchodzono się tak, jak ze złodziejem i mordercą.
— Tak mówisz? rzekł Maurycy. To więc znasz dobrze księcia Oranii?
— Tak go znam jak wszyscy; ale to wiem doskonale, że książę Maurycy nie da się przesadzić rycerskością i szlachetnością wodzom takim, jak Don Juan Austryacki, albo książę Parmy, choć i w wojskowem rzemiośle od nich wyższy.
— Może masz słuszność, mój dowcipny ptaszku! przerwał Maurycy oschle, i odszedł z młodzianem na stronę.— Teraz krótko i węzłowato odpowiadaj na moje pytania, rzekł książę. Jak się nazywasz?
— Piotr Paweł Rubens.
— Rubens; to nazwisko jakiegoś malarza Niderlandzkiego....
— W łaśnie to mój ojciec, odparł młodzieniec; i ja także jestem malarzem.
— Powiedz mi, proszę, cóżeś tu chciał malować o północku? Czy z tego domu jesteś?
— Nie.
— A po cóżeś chciał wcisnąć się do niego?
— Panie kapitanie, rzekł młody malarz; widzę z całego obejścia twego, że więcej masz w sobie uprzejmości i rycerstwa, niżelim sądzić mógł z pierwszego twojego rozkazu.....
— W istocie, szczególnie zręczny pochlebca z ciebie, mój panie! powiedział książę Maurycy i w zamyśleniu ręką w żelaznej rękawicy poprawił szyszaka na głowie.
— Daj mi słowo honoru, że nie nadużyjesz tajemnicy, którą dla usprawiedliwienia odkryć muszę, a powiem szczerą prawdę. Zdaje mi się, że będzie to dostatecznym powodem do uwolnienia mnie.
— Zobaczymy, rzekł książę na pół z uśmiechem; zobaczymy co się da zrobić, mój panie malarzu; daję ci żądane zobowiązanie. Zwijaj się tylko z twemi tajemnicami, bo chciałbym także powiedzieć parę słówek i panu tego domostwa.
Rubens otrząsnął płaszcz, obtarł twarz i włosy deszczem zmoczone, i zaczął:
— Tu mieszka hrabina Lalaing.
.— Aha! to jakaś miłosna sprawa! Pewno miałeś się widzieć z panią hrabiną?
-— Bynajmniej. Zresztą,hrabina owdowiała niedawno....
— Cóż to przeszkadza, panie malarzu!
— I ma lat sześćdziesiąt pięć.....
Książe zaśmiał się wesoło.—To co innego, mój panie; to rzecz zmienna zupełnie!
— Bawiłem tedy przy tej hrabinie, jako paź, pierwej nim poczułem w sobie iskrę artystycznego talentu. Hrabina była dla mnie bardzo łaskawą, a syn jej, hrabia Lalaing, niemal przyjacielem stał się moim, aż dopóki Mary a Lalaing, jedyna córka hrabiny, nie obudziła nieznanego dotąd sercu memu uczucia i oczarowała tak, żem ledwie zmysłów nie postradał. Bo istne było szaleństwo, spodziewać się po dobroci hrabiny, że mi odda rękę swej jedynaczki, mnie, siedmnasto-letniemu chłopcu, bez majątku i bez szlachetnej godności. O d tej pory aż do wyjścia z tej służby,prawdziwie piekielne wycierpiałem męki; hrabina i syn jej, Franciszek, gwałtem usiłowali zatrzymać mnie przy sobie, ażeby mi ciągle wyrzucać mogli przekroczenie moje i tem wszelką myśl o hrabiance wyluzować z serca. Marya uległa karze, która mnie dosięgnąć nie mogła, bom uciekł z tego domu; wsadzono ją do klasztoru Urszulinek w Ysselland, gdzie pokutowała za zbrodnię, że kochała biednego pazia. Ja zostałem malarzem.....
— U kogo się uczyłeś? zapytał książę.
— U Teodora Yerhaegt i u Van Oorta.
— Nie osobliwi to nauczyciele, mój chłopcze, mruknął książę Maurycy; —ale cóż dalej?
— A w ciągu dwóch lat, od owego dnia do tej pory —mam teraz rok dziew iętnasty—Marya napisała do mnie trzy listy, w których skarżyła się biedna na nieszczęśliwe położenie swoje, i wzywała gorąco Niderlandczyków, ażeby jak najrychlej klasztor spalili i uwolnili zakonnice.
— To jakaś rozsądna i dobrze myśląca dziewczyna! powiedział książę. Ale zdaje mi się, że moi— nasi ludzie byli, jeżeli się nie mylę, w Ysseleru okolicy, i plądrowali także niezgorzej.....
— Prawda, panie kapitanie; klasztor, w którym siedziała Marya, splondrowany został przez Maurycego księcia Oranii.
— Ho! ho! on sam pewno tam nie pomagał!
— Być może, dość że klasztor zrabowano, ciągnął dalej malarz. M arya uciekła i przybyła do mnie. Tegoż jednakże dnia Lalaingowie dowiedzieli się o jej bytności, i przez pachołków sądowych gwałtem dziewczynę zabrali do domu. Teraz kazała mi powiedzieć, że jeżeli ją dzisiejszej nocy nie uwolnię, to zgubioną będzie; bo jutro rano brat ma ją odwieść, pod mocną strażą, do klasztoru w Valenciennes. W jej to oknach pali się światło a ja tu w mocy pańskiej!
— Bardzo dobrze! A czy kochasz hrabiankę tak jak dawniej? Bądź łaskaw powiedzieć mi szczerą prawdę.
— Nie, kapitanie! kocham, ale już nie wyłącznie ją tylko samą, bo sztuka stała się najwyższem, dla mnie bożyszczem, i do niej zwracają się wszystkie moje uczucia i myśli. Jednakowoż, poświęciłbym wszystko, aby hrabiankę Maryę uchronić od tego losu; sprzeciwia się on najsilniej całej istocie i pojęciom tej dziewczyny, uczyni ją do śmierci najnieszczęśliwszą ofiarą, bo i owe dwa lata nie żyła, tylko istniała jak roślina.
Książe Maurycy odwrócił się: - Jakób! pilnuj tego człowieka! rzekł rozkazującym tonem. A wy tam, wybijcie drzwi, kiedy mieszkańcy tego domu nie mają, jak widzę, ochoty poznać się z nami.
Ozwały się zaraz uderzenia toporów, i drzwi otworzyły, za któremi stała liczna służba, widocznie starająca się dociec czyli to ukazanie się żołnierzy ich domu dotyczę. Książe Maurycy szybko wbiegł do domu. Młody hrabia ukazał się w nocnym stroju i dumnym tonem zapytywał co znaczyć mają te nocne odwiedziny.
— Nędzny motłochu, kiedy nie rozumiecie rozkazu o gaszeniu świateł, to go wam zaraz wytłomaczym! zawołał książę bardzo porywczo.
— Proszę być grzeczniejszym, mości panie, krzyknął Lalaing, bo go zaskarżę do statudera. W domu tym nie ma żadnego światła, oprócz tego, które dopiero co zapaliłem, żeby was zobaczyć, moi panowie.
Książe Maurycy pobiegł schodami na drugie piętro, a za nim kilku żołnierzy.
— Tu musi być światło! rzekł, próbując jedne drzwi otworzyć.
Krzyk ozwał się ze środka pokoju, i dopiero po gwałtownej groźbie, rygle odsunięto. W oświetlonym tym pokoju stał blady, oniemiały ze strachu, z opuszczonemi rękami, bardzo młodziutki chłopiec, w podróżnych sukniach. Książe natychmiast domyślił się wszystkiego; hrabia zaś Lalaing poznał siostrę w kilka chwil dopiero, i począł ją lżyć najsromotniejszemi słowy.
— Ponieważ ten panicz pozwala sobie drwić z rozkazu władzy, i wbrew jemu palić światło, aresztuję go przeto i zabieram ze sobą, żeby został ukaranym, jako nieposłuszny przepisom.
— To moja siostra, zawołał Lalaing. Nie waż się jej dotykać....
— Dziwną masz siostrę, mości panie. Ale, jak widzę, coraz bardziej brniesz w złem, a to cię może poprowadzić daleko. To jest paź, a chociażby się i w siostrę twoją mógł przemienić, jak nie może, to i tak będzie na od wach zaprowadzony. Dalej, marsz!
Hrabia musiał uledz; ale poprzysiągł na wszystkich świętych i wszystkich szatanów, że się pomści na tym oficerze. Chciał pójść razem z nim na odwach; wzięto go przeto, i dwóch ludzi zaraz go odprowadziło.
Piękny paź raczej umarły jak żywy zeszedł na dziedziniec. Tu Marya poznała młodego malarza Natychmiast prawie odzyskała odwagę i przytomność, bo przeczuwała, że obecność jego musi mieć jakiś związek z tern zdarzeniem. Książe Maurycy szedł pieszo przy dwóch więźniach, którzy się wzajem pocieszali i dodawali sobie serca. Wyprzedził tak resztę oddziału, i zbliżył się do dwóch żołnierzy, którzy także z koni zsiedli i szli pieszo. Książe wypytywał się dziewczyny o wszystkie szczegóły srogiego obchodzenia się z nią hrabiego Lalaing.
— I chcesz się uwolnić od niego?
— Tak jest, bo już mi się życie sprzykrzyło! jęknęła Marya.
— Możebyś pojechała do Hagi? Tam będziesz bezpieczna....
Dziewczyna przystała na to, w nadziei, że wolną będąc, będzie mogła widywać malarza. Na te słowa, książę zatrzymał się i wyprawił jednego żołnierza na miasto. W kwadrans może zajechał pędem dobrze zaprzęgnięty powóz, i stanął na ulicy przed oddziałem księcia.
— Pożegnajcie się! rzekł książę Oranii otwierając drzwiczki. Spieszcie się tylko, bo inaczej za nic nie ręczę.
Marya rozpłakała się; malarz i statuder wsadzili ją do powozu, nie bacząc na łzy jej i łkania. Marya żadną miarą nie chciała odjechać bez kochanka. Książe szepnął jej kilka słów do ucha; dziewczyna krzyknęła z zadziwienia—ale w tejże chwili powóz ruszył galopem.
— Bacz mi pan powiedzieć, co to wszystko znaczy? zapytał Bubens, któremu zdawało się,że marzy.
— Pamiętaj, że mnie a nie tobie zapytywać przystoi. Zobaczym najprzód, czyś przypadkiem nie skłamał co do siebie, tak samo jak hrabia Lalaing kłamał, że światła nie ma w jego domu. Gdzie mieszkasz?—Bubens poprowadził go w bliską ulicę i rzekł: tu moje mieszkanie.
— Otwórz więc, przekonamy się czy to prawda.
Kramarz na dole musiał otworzyć, a przez jego sklepik dostali się do pokoju malarza. Żołnierze pozostali na dworze.
To są więc twoje malowania? rzekł książę Maurycy, gdy na rozkaz jego przyniesiono światło. Obejrzał uważnie skończone już obrazy i wiele bardzo rysunków, które leżały na wszystkie strony; widocznie jednak nie zbudował się bynajmniej talentem swojego więźnia Ale krzyknął radośnie, gdy mu wpadły w ręce jakieś plany. Boziskrzonem okiem przypatrywał się im i powiedział, że te wojskowe rysunki lepsze są od wszystkich, jakie dotąd widział. Wybrał jeden z tych planów i ochłonąwszy z zapału, pokazał go z daleka i spytał malarza, czyby niechciał go odprzedać.
— Cóż to za rysunek? rzekł Bubens. Twierdza Grove. Podaruję go panu,tysiąc razy dziękując za śmiałą usługę, wyświadczoną Maryi.....
Od tej chwili książę Maurycy przestał mówić. Kilka razy tylko pilnie przypatrzył się jeszcze planowi; pytał kto go robił, a posłyszawszy, Że Rubens sam go zdejmował na miejscu, badał czy posiada wiadomości potrzebne do dokładnego takich rysunków robienia, potem rzekł krótko: dobrej nocy, nie wspomniawszy nawet ani słowa o ukaraniu naszego malarza.
Rubens pozostał w domu, oszołumiony wypadkami tej nocy. Nie spotkał się już więcej z owym oficerem, od kochanki żadnej nie odbierał wiadomości, i długo nie mógł sobie zdać sprawy z całego tego wypadku. Książe Maurycy pospieszył na plac boju, a po pierwszej bitwie, w tym czasie stoczonej, zdobył fortecę Grove. W kilka dni po tem zwycięztwie, Rubens odebrał przez nieznajomego posłańca sto czerwonych złotych i bardzo pocieszający list od Maryi; nie dowiedział się przecież z niego gdzie ona przebywa i w jakich zostaje stosunkach.
Niebawem wyjaśnić się miała ta ciemna sprawa. Książe statuder znowu przyjechał do Antwerpii. Pewnego dnia, po południu, stał przed pałacem swoim, zabierał się siąść na konia. Był w wygodnych sukniach cywilnych, tylko rapir miał przy boku. Oczywiście wybierał się na przejażdżkę. Rubens przypadkiem przechodził ulicą, spostrzegł księcia, poznał w nim owego dawnego dowódzcę patrolu i osłupiał z zadziwienia. Ale i książę poznał także malarza. Przywołał go do siebie.
— Chciałbym pogadać z tobą, mój synu, rzekł poważnie; ale nie mam dla ciebie czasu, chyba teraz kiedy wyjeżdżam.—Karolu, rzekł do mastalerza, oddaj panu twojego konia, a sam możesz pozostać w domu. Siadaj na koń, Rubensie—bo tak się podobno nazywasz?
Malarz skoczył na siodło. Niezadługo wyjechali za miasto. Po niejakim czasie, książę zatrzymał konia pod jakimś laskiem. Jechali tak szybko, że żaden nie powiedział ani słowa. Teraz zaczął książę Oranii:
— Mój przyjacielu! zapewne miło ci będzie dowiedzieć się, że Marya znajduje się w domu zacnego senatora Beurhelma w Hadze, i że żona jego uważa ją za własną córkę. Jest swobodną zupełnie i zadowoloną ze swego położenia. T y jednakże powinieneś przestać troszczyć się o nią, a to z przyczyny, że Niderlandom potrzeba takich malarzy jak ty będziesz, aby i w dziedzinie sztuki stanęły także samodzielnie i świetnie. Wyświadczyłeś mi niemałą przysługę: twierdzę Grove winien jestem tobie i twojemu planowi, chociaż ten nie był tak dokładnym jakeś utrzymywał. Zechcesz więc uważać za dobre, że cię powierzę naszemu poczciwemu Ottonowi van Veen i będę miał pilne oko na ciebie.
Rubens nie wiedział jak podziękować za tyle względów i łaski, i kiedy uwiązł w przemowie, książę przerwał mu głośnem wołaniem: Haż go, haź go! Z lasku wypadła gromada dzików, odyńców i macior, zrozjuszonemi kłami, iskrzącem okiem i zapienionym pyskiem, od pysznej psów zgrai ścigana. Za niemi wybiegło z lasu kilku dojeżdżaczy z oszczepami i włóczniami, usiłując zajść drogę ogromnemu pojedynkowi, który całkiem spieniony, kładł jednego psa po drugim, rozcinając kłami.
Książe Maurycy Orański był równie namiętnym myśliwym jak wojownikiem. Kiedy malarz artystycznem okiem przypatrywał się temu pysznemu obrazowi, na pierwszym planie dziką, leśną okolicę, w oddali zaś cudnie rozjaśniony krajobraz obejmującym, książę puścił konia z całej siły, i dobył rapira, żeby przebić najbliższego dzika.
— Ale to cudze polowanie! zawołał Rubens, puszczając się także galopem, i dobywając rapira na wszelki przypadek, ku ratunkowi księcia.
— Codzień muszę ja polować na nieprzyjaciół Niderland, na Hiszpanów i ich sprzymierzeńców, toć mi przecie za złe nie wezmą, że dla odmiany,zapoluję raz na ich dzika! zawołał książę Maurycy, z zarumienionymi licami od łowieckiej namiętności.
— To polowanie hrabiego Lalaing! jeszcze raz nadmienił głośno Rubens
— Lalaing? Musiał się on zmartwić żeśmy mu siostrę zabrali; ciekawy też jestem, jakim sposobem zabronić mi zdoła, ażebym sobie nie zabił tej czarnej bestyi I zadał kilka razów odyńcowi, ale go chybił. Dzik zatrzymał się tylko cokolwiek, a potem rzucił się zaciekle na doganiaczy,którzy się rozstawili za dużem obalonem drzewem. Choć go psy zewsząd targały, silny zwierz pędził przecież naprzód..... W tejże chwili, wyjechało z lasu, z drugiej strony, naprzeciwko księcia i malarza, dwóch jeźdźców z dobytemi kordelasami. Na przedzie pędził hrabia Lalaing, który w przeskoku wbił swój kordelas w szyję dzika, ale nie mogąc rozpędzonego konia zatrzymać, kilku psów roztratował i dopiero się osadził przed samym księciem. Tymczasem dzika dobito włóczniami i oszczepami. Spieniony, krwią zbroczony, przewalił się on wśród szarpiącej go psów zgrai.
Lalaing i towarzysz jego wcale niechętnem okiem postrzegli nieproszonych myśliwych.
— A to skąd, panowie! zawołał Lalaing i umilkł nagle. Poznał bowiem malarza, pomimo nieładu włosów, gdyż zgubił czapkę; poznał dowódzcę nocnego patrolu, którego do tej pory nie mógł wyśledzić, ani dowiedzieć się o jego nazwisku. Ta znajomość, porwanie siostry w jednej chwili wszystko mu się wyjaśniło Z podniesionym kordelasem rzucił się też na statudera.
— Mam cię, mam nareszcie zawołał rozjuszony.
— Tak, nareszcie widzisz przed sobą Maurycego księcia Oranii! zawołał Pubens, wyskakując przeciwko hrabiemu, który twojej i matki twej niegodziwościom względem poczciwej dziewczyny położył tamę.
— Czemuż się ociągasz, mój piękny szczygiełku! zawołał książę Maurycy, mistrzowskim razem odbiwszy natarcie Lalainga. Nie uważaj na nic, mości hrabio; czy książę Maurycy czy nie, to już my damy sobie radę i rozprawim się....
Lalaing spuścił kordelas, zwrócił konia i wraz z towarzyszem popędził lasem co koń wyskoczy. Ujechał za granicę francuską, obawiał się bowiem, choć bez żadnej zasady, zemsty księcia Oranii.
Książe obejrzał się dokoła; dzik leżał zabity; służba łowiecka i strzelcy otaczali go i psy wiązali w sfory.
— To nasza zdobycz! rzekł książę. Wydarliśmy ją nieprzyjacielowi. Słuchajcież, wy tam, ze służby hrabiego: zanieść tego dzika do pałacu księcia Oranii, za dobrą nagrodą.
Na uczcie danej następnie znajdował się i Pubens. Pierwszy to raz zdarzyło mu się bawić wśród najwyższego towarzystwa, w którem później tak świetnie miał błyszczeć, jako artysta i dyplomat. Książe statuder dotrzymał słowa; na jego polecenie, Otto Veenius tak szczerze zajął się Rubensem, że ten wkrótce stał się najlepszym jego uczniem; a późniejsze życia jego dzieje pokazują, że książę Oranii, chociaż Niderlandy ciężką przyciskał ręką, nigdy przecież nie zapomniał zupełnie malarza, którego poznał wśród nocnego patrolowania.